Reklama

czwartek, 25 października 2007

Wzgórze 202 i 204



Juergen Roschkoppf opierał się plecami o burtę wysłużonego Mardera III M, którym dowodził od roku. Żołnierz Wehrmachtu pogrążył się w rozmyślaniach w ten pierwszy naprawdę ciepły wiosenny dzień. Przypomniał sobie jak wieczorem przed zaśnięciem patrzył w gwiazdy, szukając w nich stałości i pocieszenia w czasie zawieruchy wojennej. Teraz otuchy dodawało mu słońce, mile ogrzewające jego twarz. Za pół godziny koniec tej sielanki - przemknęło mu przez myśl.
Trzydzieści minut później dowódca kompanii niszczycieli czołgów rozpoczął odprawę. Naszym celem będzie opanowanie wzgórza 202, z którego będziemy mogli kontrolować to co się dzieje w kolonii położonej u jego podnóża po drugiej stronie.
- Pewnie znowu będziemy szturmować pod górę bez wsparcia piechoty. – głośno dał wyraz swojej frustracji komentując plan akcji.
- Jeśli wierzyć rozpoznaniu, to powinniśmy zdążyć tam przed Brytyjczykami. - próbował rozwiać jego obawy Steffen Kaepke. - Tym razem nie będziemy do końca sami, bo wesprze nas kompania Pum od północy, czyli na prawym skrzydle. – ciągnął wyjaśnienia przełożony, zakreślając na mapie łuk.

***

Podjechali nie niepokojeni przez wroga, a powietrze było wolne od samolotów. Wolno wtoczyli się na wypłaszczony szczyt i zajęli dogodne, choć dość odkryte, pozycje na wzgórzu. Dowódcy wozów regulowali lornetki wypatrując wroga.
- Do wszystkich jednostek: na skraju wioski wykryto Cromwelle, w sile około kompanii, wsparte plutonem samochodów pancernych. - zagrzmiał głos w słuchawce hełmofonu.
Mamy spore szanse jak zaatakujemy z zaskoczenia - pomyślał Roschkoppf. Kolejny głos z eteru wyrwał go z zadumy.
- Podpuszczamy ich bliżej i jazda.

***

Walkę rozpoczęły niewykryte Achillesy, strzelające zza oddalonego na południowy zachód wzgórza 204. Przez całą bitwę prowadziły celny ogień do naszej kompanii, po mimo dużej odległości jaka je dzieliła od naszych wozów. Unieruchomiony Marder z II plutonu zmobilizował nas do działania.

***

Alianci pojawili się na przedpolu. Cromwelle skradały się, kryjąc się pod osłoną zabudowań i przemykając skrajem lasu.
- Przeciwpancernym, ładuj! - krzyknąłem do ładowniczego, gdy jeden z Cromwelli wychylił się zza lasu. - Ognia!
Nasz pojazd zatrząsł się, wypluwając śmiercionośny pocisk. Eksplozja na przedzie alianckiego czołgu oznaczała dla nas pierwsze trafienie w tym tygodniu. Dym spowił resztę brytyjskich wozów, uniemożliwiając kontynuowanie ostrzału przez resztę plutonu.
- Dobry początek, Juergen, tylko po co tyle dymu. - pochwalił przez radio dowódca kompanii. - Wycofajcie się ze wzgórza i jedźcie na północ, wesprzeć Kociaki. My z III plutonem objedziemy wzgórze od południa, a I pluton spróbuje znaleźć drogę na sam szczyt przez las. - kontynuował.

***

Silniki obu sprawnych niszczycieli II plutonu ciężko pracowały na wysokich obrotach, próbując pokonać stromiznę wzgórza. Najgorsze było przed nimi, o czym wkrótce przekonały się obie załogi, walcząc z konarami blokującymi im drogę. Po przedarciu się przez leśną gęstwinę, otworzyły ogień do najbliższego szwadronu brytyjskich czołgów, niszcząc jeden z nich. Niestety zmasowany ogień dwóch innych plutonów nieprzyjaciela zniszczył oba ambitnie atakujące wozy.

***

Gdy wychyliliśmy się zza wzgórza naszym oczom ukazał się dramatyczny widok. Pumy, z które dotarły na swoje pozycje wyjściowe tylko w sile 2 plutonów i dowódcy kompanii, podjęły otwartą walkę z 2 plutonami Cromwelli i plutonem Marmon Harringtonów. Kociak wysunięty najbardziej na zachód dymił, a kolejny miał uszkodzoną pierwsza parę kół i stał unieruchomiony. Ryk silników obu plutonów zwiastował szarżę w kierunku pozycji aliantów, kryjących się na wprost za kościołem. Oskrzydlenie przyniosło zamierzony efekt. Brawurowa akcja czasowo wyłączyła z walki 3 wrogie czołgi i zniszczeniem kolejnego, ale została okupiona stratą II plutonu samochodów. Wsparcie Kotom dał też nasz III pluton, który okrążywszy wzgórze, zaczął ostrzeliwać Brytyjczyków z boku. Nasze Mardery dużo lepiej radziły sobie z brytyjskimi pancerzami, pieczętując dzieło zniszczenia zapoczątkowane przez niemieckie pojazdy kołowe. SdKfZ 234/2 dowódcy kompanii i I plutonu, wykorzystując maksymalnie inicjatywę, kontynuowały natarcie, niszcząc i unieruchamiając po 1 Marmonie. Alianci skoncentrowali na nich swój ogień i wzięli z bliska odwet, paląc oba samochody. W tym czasie nasz i III pluton zbliżyliśmy się do wrogich pozycji. Po naszym wspólnym ostrzale w tej części pola bitwy pozostał 1 sprawny Marmon i odróżniający się sylwetką Cromwell dowódcy alianckiej kompanii pancernej.

***

Prując na północy zachód zwietrzyliśmy okazję do okrążenia niedobitków od północy. Ostatnie sprawne pojazdy wroga próbowały przegrupować się. Podejście Marmona zza kościoła zaskoczyło nas, a wóz Seppa został czasowo wyłączony z walki. Na naszych oczach dowódczy Cromwell wykonywał zgrabne uniki pod ostrzałem III plutonu. Niespodziewanie dla wszystkich na jego boku wykwitł pióropusz ognia, a śmiertelny strzał oddała zapomniana przez wszystkich unieruchomiona Puma. Los 2 ostatnich brytyjskich samochodów wydawał się przesądzony w obliczu 6 Marderów.
- Tylko jak dobrać się do tych Achillesów? Musimy prędko znaleźć odpowiedź na to pyytanie, jeli chcemy dożyć kolacji...

Brak komentarzy: